czwartek, 18 lipca 2013

Jak przebrnąć przez epilog

          Kiedy zasiadam do pisania, sto razy zastanawiam się nad pierwszym słowem, a potem nad każdym kolejnym, czytam całe zdanie- jak już dobrnę do kropki- pięć razy z rzędu i z namaszczeniem klikam zaznacz całość, usuń. Czasem jeden fragment poprawiam namiętnie do upadłego- zamieniam słowa, przebudowuję zdania, dopisuję, kasuję, znowu dodaję i na koniec dochodzę do wniosku, że może jednak ja to napiszę od nowa, bo tak już sponiewierałam całość, że nic, tylko wykopać dołek i pogrzebać to to żywcem.
          Innym znowu razem zapiszę kilka stron z rozpędu, natchniona jak stąd dotąd albo i bardziej, czytam ten mój ocierający się o geniusz, kapiący perfekcją rozdział a po kilku dniach, patrząc z perspektywy czasu, ochłonąwszy nieco, rozdział ten nieszczęsny wydaje mi się niewystarczająco dobry. I znowu z plaskiem biję się w czoło, a potem w pierś (już bez plaskania), padam na kolana i drę koszulę- tak po męsku, a na sam koniec z kobiecym piskiem na ustach wołam o pomstę do nieba, żeby za chwilę znowu zasiąść do pisania już całkiem spokojnie, mówiąc sobie 'dobra, tym razem napiszę to lepiej'.
          Ale jeśli kiedyś uznam, że osiągnęłam perfekcyjność, będzie to zdecydowanie mój koniec, gdyż prawdziwy pisarz nigdy nie jest do końca zadowolony ze swojego dzieła. I chyba tego powinnam się trzymać, inaczej nigdy nie przebrnę przez epilog. 

ps.
A tak właśnie mniej więcej wyglądam w chwili zwątpienia. Bazgroł mój, 'zgapiony' perfidnie z mangi Wolf's Rain (swoją drogą dobra manga).
         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz